Zobacz poprzedni temat | Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Yakanos
Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z dna doliny mrocznej i ciemnej zapomnianej przez Boga...
|
Wysłany: Pon 16:18, 26 Lut 2007 Temat postu: Opowiadanka |
|
|
Tutaj zamieszczajcie swoje wypoc... piękne opowiadania o czymś by inny mogli je ocenić...
Pierwszą sprawa, co sądzicie o genezach?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
... |
|
Powrót do góry |
|
 |
Dundan
Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Niedaleko Bielska-białej
|
Wysłany: Pon 18:29, 26 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
gwiazda niezła, ślepy też, księżycówa może być, kobra niezbyt
Post został pochwalony 0 razy
|
|
... |
|
Powrót do góry |
Spider4
Dołączył: 09 Lut 2007
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:22, 26 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
wypociny w konwencji świata BC czy ogólnie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
... |
|
Powrót do góry |
Yakanos
Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z dna doliny mrocznej i ciemnej zapomnianej przez Boga...
|
Wysłany: Pon 19:33, 26 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
ogólnie, może być WH, LOTR, M:tG, Warcraft itd.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
... |
|
Powrót do góry |
Uthar
Dołączył: 09 Lut 2007
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:57, 26 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
sprzeciw, zróbmy podforum dla opowiadań lub nakażmy by opowiadania miały własne tematy, w ktorych znajsduja sie tylko one a sa komentowane gdzie indziej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
... |
|
Powrót do góry |
Yakanos
Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z dna doliny mrocznej i ciemnej zapomnianej przez Boga...
|
Wysłany: Pon 19:59, 26 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
jej, poczułem się jak w sądzie, myślałem nad tym ale to nie forum o opowiadaniach tylko o kartach a to ma być ładny przerywnik...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
... |
|
Powrót do góry |
Uthar
Dołączył: 09 Lut 2007
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:06, 26 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
Sorka jak sie tak poczułeś. Ja poprostu nie lubie głupich komentarzy zakłucajacych czytanie. Zwykle moje opowiadania sa pisane bardzo długo i dodaje nowe rozdziały co jakis czas.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
... |
|
Powrót do góry |
Yakanos
Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z dna doliny mrocznej i ciemnej zapomnianej przez Boga...
|
Wysłany: Pon 20:13, 26 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
No to musimy pogadać z Wodzem bo my nie możemy dodawać tematów :/
EDIT: Też bym sobie machnął takie długie opowiadanko jako początek książki... Może jak zacznę pisać to to będzie pierwszy rozdział
Post został pochwalony 0 razy
|
|
... |
|
Powrót do góry |
Uthar
Dołączył: 09 Lut 2007
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:45, 28 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
1.Wstęp do....
Wszystko to spisałem dla potomnych...
Niech nikt tego nie traktuje jako pamiętnika, choć większość wydarzeń tu przedstawionych jest prawdziwa, część to wampirza fikcja, literacka(znaczy się moja fikcja literacka). Dziękuje osobie, która nieświadomie pchnęła mnie bym spisał losy naszej krainy. Dziękuję też mojej przyjaciołom z Drużyny Cienia, którzy wiele razy podczas tych wydarzeń ratowali me życie narażając własne. Niech ta książka stanie się pomnikiem dla młodszych pokoleń, niech wskazuje im drogę i cele, niech upamiętnia zwycięstwo dobra nad złem. Niech także upamiętni bohaterskie poświecenie ludzi i nie ludzi, którzy zginęli w dobrej wierze i dobrej sprawie.
Wydarzenia tu przedstawione zmieniły nasz świat na wieki, ukształtowały go i dały spuściznę młodej krwi. Niech młoda krew kształtuje świat według 3 nadżędnych zasad: miłości, dobra i nadziei. Nadziei, bez której byś nie żył już, pani, co zawsze da silę, gdy się prosi... Pani, co kierował naszym losem. Niech ofiara przodków nie pójdzie na marne. Przyjaciele dziękuje wam za poświecenie. Płacze nad kruchością życia... Silke czemuś musiała umrzeć, teraz we mnie panuje pustka po Tobie. Silke tyś jedyna wiedziała, czym jest prawdziwa i szczera miłość, teraz pragnąłbym zastąpić Cię, Tobie to życie się bardziej należy ode mnie. Łzy, tylko Łzy panują po Tobie.
Odbiorco proszę Cię byś pamiętał żeby się nigdy nie poddawał, że nadzieja zawsze da Ci siłę, siłę dzieki, której wyjdziesz z najtrudniejszych opresji.
Niech nadzieja i miłość kieruje Tobą
2.Jak to wszystko się zaczęło, słówek kilka ci opowie.
"Ballada o nie umarłym rycerzu"(fragment1)
Ballada o nie umarłym rycerzu
o losie przykry jego kacerzu,
czemu w dłoni Seldrin zaczęła się jego męka
czemu to elfa Senfelda spotkała udręka
Gdy szedł po ukochanej rękę
ty zesłałeś na nich mękę.
Na twierdzę zaatakowały hordy agresora,
pochodzące z niemieckiego wora.
W sypialni było już dość jasno, na łóżku pochrapywał jeszcze mroczny elf.
-Sen wstawaj- krzyknęła piękna młoda elfka z wielkimi niebieskimi oczami. W oczach było widać wielkie szczęście, było widać po niej, że czekała tego dnia z niecierpliwością.
Była obrano dość skap w zieloną szatę zasłaniającą jej intymne miejsca, czarne włosy swobodnie spływały po je ramionach. -Dziś nasz ślub a ty jeszcze śpisz-.
-Nie denerwuj się- odrzekł jeszcze niedobudzony do końca Senfeld -już wstaje.
Przeciągnął się nad łóżkiem i założył zielone odświętne szaty. Jak na elfa nie był przystojny i miał zbyt białą cerę. Jego krucze włosy były niepoukładane, a cienie pod oczyma wskazywały na ciężką noc.- Ty to masz zdrowie, zawsze wyspana i wypoczęta-
Elfka na jego oczach ściągnęła z siebie wszystkie rzeczy i przebrała się w czerwoną suknie ślubną. Jej ciało było niczym najlepszy aksamit, jej piersi były dorodne i jędrne, ale elf na to nie zważał. Pomógł jej się uczesać.
-Zawsze możesz mnie zamęczyć- powiedział po tym jak oboje byli gotowi do wyjścia.
-Tak już dola kobiet, mężczyzna zawsze gorszy- powiedziała z przekąsem, na co on jej pogroził palcem.
Oboje wyszli na jasno żółty korytarz, wszędzie na około było widać skończone przygotowania do śluby. Elfy uwijały się z nad ludzka szybkością. Pocałował ją ogniście.
-Za parę minut już będziesz mój na zawsze- Silke te słowa wypowiedziała złej godzinie.
W tej chwili wbiegł z dołu dowódca straży i krzyknął
-Niemce nas atakują-
Rozgardiasz, jaki się stał po tych słowach był nie do opisania. Senfeld pobiegł po bron do swego pokoju. Złapał oba miecze dwuręczne i złożył na plecy, chwycił też dwa sztylety i ukrył je pod rękawami bluzy. W wyjściu o mało nie potrącił Silke. Ta go chwyciła za ramię i powiedziała
- Nie ryzykuj- On tylko się uśmiechnął i powiedział -Wiesz, jaki jestem ryzykant-. Poczym pobiegł do schodów i nimi w dół. Nie zauważył jak Sileke padła na łóżko i poczęła się modlić:
-Panie nie odbieraj mi go-.
Gdy wybiegł na dziedziniec zobaczył makabryczne widowisko, wrogowie będący w przewadze liczebnej starali się spacyfikować jego przyjaciół. Wyciągnął miecze i ciął oroklina, który próbował go trafić. Głowa orkolina poleciała pięknym lobem w sam środek walczących.
Szedł tnąc na lewo i prawo rozplątując kolejnych Niemców. Dowódca niemiecki, który przyglądał się walce swych sił zauważył go i pomyślał, że...
3.Wesoła droga
Jechali równo, słońce już zachodziło, a po koniach widać, że mają już dość.
Wjechali w las i tam zatrzymali się na nocleg. Lothar rozpalił ognisko i zaczął przygotowywać jakąś strawę. Senfeld poluzował popręgi i puścił konie by się popasały. Silke stała oparta plecami o drzewo i przyglądała się temu wszystkiemu, zresztą nie tylko ona się temu przyglądała...
Senfeld udał się w stronę większego cienia, a Silke poszła za nim.
- Jesteś inny niż Ci Niemcy, których znałam - Zaczyna do niego.
- Jestem, jaki jestem - odpowiedział.
- Chciałam Ci podziękować...
Urwał jej w pół słowa.
- Nie musisz, nie masz, za co.
Nie wiedzą, czemu zapragnęła go pocałować. Pragnęłaby być zawsze z nim.
Karciła się w umyśle, przecież on jest Niemcem, a zresztą i tak za chwile straci życie, gdy jej ludzie podejdą do nich. Chciała go ostrzec, nie wiedziała, dlaczego. Walczyła ze sobą.
- Wydaje mi się, że nie tylko my w tym lesie - Przerwał milczenie. - Jest ich około 20, nie maja zbyt przyjaznych zamiarów względem mnie i mego towarzysza.
Po jego słowach strzała poleciała zza jakiegoś drzewa, była mierzona w jego głowę. Elfka zamknęła oczy. Usłyszała metaliczny dźwięk. Strzałę sparował sztyletem w półobrocie. Strzała rozcięła się wzdłuż i spadła na ziemię. Nim jeszcze spadła, dało się słyszeć cichy jęk z oddali i szczęk metalu o metal. Mroczny rzucił sztyletem w stronę, z której ktoś do niego strzelił strzałą, wywołało to kolejny jęk.
- To jest ostatnie ostrzeżenie, następnym razem zabiję – w czystej polszczyźnie to powiedział, bez jakiegokolwiek śladu akcentu niemieckiego. Dobył krótkiego miecza, który na rękojeści miał orła. Miecz ten wyglądał jak miecz zaufanego króla.
Obrócił się plecami do Silke. Ona to wykorzystała i momentalnie przyłożyła mu sztylet do szyi. Zawahała się z cięciem, on tę chwilę wykorzystał. Dostała z łokcia pod klatkę piersiową, po czym ciął z półobrotu, miecz trafił w plecy, cios nie był tak silny by zabić. Upadła i uderzyła się w głowę.
To było ostatnią rzeczą, którą pamiętała, gdy się obudziła. Spróbowała wstać, nie mogła coś ja trzymało. Gdy doszła do świadomości zobaczyła, że jest przywiązana do jakichś noszy i że ma skrępowane nogi i ręce. Ujrzała też bandaże wijące się przez jej klatkę piersiową. Czuła straszny ból głowy, jakby miała zaraz eksplodować. Ból był straszny, nieznośny. Wargi ją piekły. Po pewnym czasie ujrzała człowieka, który pochylił się nad nią i wyciągnął bukłak z wodą. Piła chciwie. Gdy wypiła już sporo, przyjrzała się człowiekowi. Okazał się mrocznym elfem. Był ubrany na zielono w barwy ithiliny. Poznała, że to Senfeld.
- Ty, ithilinczykiem? - Jej pytanie było nacechowane niepomiernym zdziwieniem i zaskoczeniem.
- Jestem chorążym ithiliny, zwany „Złym Losem”- Powiedział to z wielkim spokojem, jakby czekał na jej jeszcze większe zdziwienie i zaskoczenie.
Nie wiedziała, co powiedzieć, nie mogła wydusić z siebie słowa, a głowa zaczynała ją boleć coraz mocniej. On kontynuował.
- Lothar jest w chorągwi, 2 po mnie i nazywają go „Aniołem Śmierci”. Co zaś się tyczy twoich ludzi, poddali się. Jest kilku rannych, żadnego nie zabito. - Ewidentnie jej ulżyło, gdy to usłyszała, lecz w kilka chwil potem straciła przytomność.
Senfeld odwinął opatrunek z jej głowy. Rana okropnie wyglądała, ropiała i nie zasklepiła się jeszcze. Uśmiech zniknął z jego twarzy, w oczach pojawił się smutek i strach o przyszłość. Ta rana coraz mniej mu się podobała, chyba wdało się zakażenie. Krzyknął:
- Dajcie gorzałki -. Głos miał spokojny i opanowany, ale nieznoszący sprzeciwu.
Natychmiast podbiegł do niego człowiek podobnie ubrany. Podał mu zielony bukłak.
- Dziękuje - Powiedział Senfeld.
Mężczyzna mu zasalutował i odszedł do obozu. Mroczny elf polał ranę elfce gorzałką, ta jęknęła głośno. Nałożył na ranę jakieś ziele, bliżej nieopisane.
Na sercu stało mu się jakoś ciężko, nie rokował pięknej elfce zbyt dużych szans na przeżycie. Szedł jakoś dziwnie, był smutny. Usiadł pod drzewem i rozmyślał, jak pomóc pięknej i tajemniczej elfce. Z tego myślenia wyrwał go jego przyjaciel.
- Senfeldzie, nad czym tak myślisz?
Odpowiedział:
- Myślę, jak pomóc elfce - Z dość smutnym głosem.
Na co jego przyjaciel:
- Mogę jej pomóc.
- Tak, Lotharze - z nadzieją w głosie odpowiedział.
- Zobaczę, co da jej moja biała nekromancja, jeśli nie zadziała, użyję czarnej.
- Wolałbym, byś nie musiał jej wskrzeszać lub zmieniać w wampirkę.
Obydwoje poszli do niej, leżała. Oddech miała cichy i spokojny.
Senfeld odwinął ranę, wyglądała paskudniej niż wcześniej. Ranna coś majaczyła. Mówiła o Falce, krwawej dziewicy, morderczyni Niemców. Towarzysz Senfelda zobaczył, że zakażenie jest mocne, a rana paskudna. Złożył ręce w geście modlitwy i wypowiedział słowa.
- Sanktua re, egzortikus.
Ranna się uciszyła, a jej oddech stał się mocniejszy. Dotknął miejsca jej rany.
Zasklepiła się, nawet blizny nie było widać. Mroczny elf patrzył na wszystko z niemym podziwem.
- Jak ja bym chciał poznać tajniki tej magii.-
Może będziesz miał kiedyś okazje, ja pójdę, bo ona się zaraz obudzi - odszedł w kierunku obozu.
Silke otworzyła oczy.
Starała się poruszyć. Dopiero po chwili dostrzegła mrocznego elfa.
- Czemu zniknął z mej głowy opatrunek? Czemu jestem przywiązana do jakichś noszy?
- Jesteś przytwierdzona do noszy, bo musieliśmy pokonać drogę nocą. A opatrunek zniknął, bo mój przyjaciel Cię wyleczył.
Zadała krótkie pytanie.
- Jak?
Odpowiedź też była krótka.
- Magia.
Powiedziała z smutkiem w głosie
- Przepraszam, że Cię zaatakowałam, gdybym wiedziała, że jesteś itchilińczykem, nie odważyłabym się na to. Wybaczysz mi? - Kończyła z nadzieją w głosie.
- Wybaczę, gdybym wiedział, że jesteś Krwawą dziewicą, nie zbliżyłbym się do ciebie. Ciekawi mnie, co zahamowało wtedy twoją dłonią.
Zarumieniła się.
- A co zahamowało twoją? Słyszałam, że jesteś tak silny, że mieczem dwuręcznym przetniesz osobę, która się zastawia wraz z mieczem na pół. - Powiedziała przekornie.
- Zdarzyło się to razy kilka, a ten miecz, którym cię ciąłem, to nie był miecz do zabijania, a glejt i oznacznik władzy, kiepsko się nim walczy.
- Słyszałam, co innego o tych mieczach, ponoć są całkiem niezłe i idzie nimi wyrządzić dużo krzywdy.
- Dobrze słyszałaś, nie chciałem cię zabić.
Spytała z nadzieją.
- Czemu ?
- Przyłączysz się do ithiliny wraz ze swoimi ludźmi, będziesz kapralką - Powiedział władczym tonem.
Zamknęła mu usta pocałunkiem. Jej dłonie poszły do jego bluzy, zaczęła rozpinać guziki, nie bronił się, czekał, aż zdejmie jego bluzę. Położyła bluzę na ziemi. Zsunął jej bluzę i ogniście pocałował.
- Może i jestem Krwawa, ale już nie będę dziewicą - powiedziała.
Uśmiechnęli się oboje i kontynuowali swe dzieło. Przyjemność im wielką to sprawiało.
Gdy się rano obudzili, byli nadzy. Uśmiechali się do siebie. Zaczęli się ubierać. Poszli do obozu. Straże ich zauważyły. Jeden strażnik poszedł zapytać ich kim są. Gdy zobaczył Senfelda tylko zasalutował. Wszyscy byli gotowi do drogi. Wydał krótkie polecenia i już maszerowali. Lothar podszedł do Senfelda
- Miałem po was pójść?
- Nie - powiedział stanowczym tonem.
Elfka zaczęła się zastanawiać, co zrobili z końmi. Chwilę później ujrzała jeźdźca gnającego w kierunku oddziału. Jeździec był ubrany jak ithilińczyk, jechał na czarnym koniu. Zdawało jej się, że to jest koń, na którym ona jechała. Jeździec powiedziała zmęczonym głosem:
- Panie, oddział Niemiecki zastąpił nam drogę.
Dowódca spokojnym tonem zapytał:
- Ile znaków?
Dostał odpowiedź:
- 4 chorągwie brandenburskie.
“To nieciekawie” - pomyślała elfka, słuchająca tej rozmowy, ithilińska chorągiew wynosi około 250 ludzi, a Brandenburczyków miało być około 2 tysięcy. Senfeld stanowczym tonem powiedział do swoich ludzi:
- Przygotować broń, tworzyć zwarty oddział z silnymi flankami, gdy nas otoczą zmienimy szyk na koło.
Oddział sformował się w oka mgnieniu. Dowódca spytał Krwawą Dziewicę:
- Twoi ludzie dołączą do nas i czy ty będziesz brała udział w bitwie?
Do innego zwrócił się:
- Oddać jej i jej ludziom broń.
Nim rozkaz został wykonany, odpowiedziała:
- Jeśli sądzisz, że da się wygrać taką bitwę, jesteś szalony, ale dołączę do twoich ludzi.
Nadjechało dwóch kolejnych jeźdźców. Zsiedli z koni i bez słowa dołączyli do oddziału. Został jeden człowiek do pilnowania koni. Reszta udała się na wschód. Po półgodzinie drogi szybkim marszem wyszli z lasu na równinę. Równina była wielka, a trawa była na niej zielona. Naprzeciwko nich stały 4 chorągwie brandenburskie oczekujące na komendę do ataku. Z oddali wyglądali jak małe, czarne ludziki i nieco większe czarne ludziki. Oddział ithiliny szybko się do nich zbliżał. Wpadł w chorągiew brandenburską, kładąc sporo trupów samym rozpędem. Chorągiew brandenburska upadła, a ithilińska zabłysła zielonym blaskiem. W serca Brandenburczyków wkradł się niepokój i strach. Chorągiew pod ich naporem zaczęła uciekać. Ithilińczycy jej nie gonili. Sformowali koło. Otaczające ich 3 chorągwie rzuciły się na nich by ich rozszarpać. Ithilińczycy stali twardo, niczym mur. Senfeld wszedł w chorągiew brandenburską młynkując swymi dwoma mieczami, krew wokół niego lała się gęsto, Brandenburczycy bali się do niego zbliżać. Wokół zwartego szyku ithilińczyków powstawały zwały trupów. Mroczny elf mierzył się z najlepszym szermierzem wśród Brandenburczyków, wszyscy zrobili im miejsce. Senfeld ciął z prawej na lewą. Orkolin lekko sparował i ciął na odlew. Senfeld skoczył w tył. Jego przeciwnik był wyższy o jakiś metr od niego. Mroczny elf doskoczył i ciął nisko celując w kolano. Orkolin podskoczył i uderzył na dół atakując w głowę elfa. Ten lekko przechylił głowę, pukiel włosów spadł na dół. Nim orkolin dotknął ziemi drugie ostrze znalazło się w jego plecach. Kiedy upadł piersią na ziemię, dostał jeszcze raz mieczem, który wbił się w jego plecy. Mroczny elf stanął nad przeciwnikiem, jakby zaczął się unosić lekko nad ziemią. Brandenburczycy patrzący na niego byli przerażeni. Wyglądał jak demon. Jego cera stała się jeszcze bielsza. Włosy mu falowały, mimo, iż nie było nawet lekkiego wiaterku. Był cały we krwi, w oczach miał żądze zabijania. Wyciągnął rękę bez miecza w kierunku Brandenburczyków, uśmiechnął się złośliwie, gestem zapraszał do zbliżenia się. Powiedział:
- Zapraszam w objęcia śmierci, obiecuje, że nie będzie bolało.-
Powiedział to ostro, po niemiecku z akcentem na słowie śmierć. Brandenburczycy słuchający i widzący to, wpadli w panikę. Uciekali jeden przez drugiego. Tylko jeden stał na polu. Podszedł do Senfelda. Był bardzo niski, ubrany jak Brandenburczyk, w oczach miał smutek, strachu w nich nie było. Powiedział
- Śmierć nam wszystkim pisana, a ja jej się nie boje. Stawaj na tym polu i broń się. Słowa wypowiedział pewnie i po polsku. Zdziwili się wszyscy im. Senfeld wbił jedno ostrze w ziemię, a drugie wyciągnął w kierunku przeciwnika i powiedział:
-Broń się.
Wszyscy patrzyli jak mały rycerz i Senfeld ścierają się na miecze. Walka trwała już 10 minut. Wojownicy wyglądali już na zmęczonych, Mroczny elf przepuścił przez paradę cios rycerzyka, dostał pod ramię. Jego miecz spadł na bark małego rycerza. Michał upadł na ziemię. Senf klęknął podparł się mieczem, krew cieknęła obficie. Po chwili upadł na wznak. Podbiegł do niego Lothar, Silke i wampirka ubrana jak wszyscy ithilińczycy. Wyszeptał słowo
-Mercy.
To słowo znaczyły litość. Lothar zrozumiał je i pokazał dłonią by opatrzono Michała. Oczy Senfelda zamgliły się mgłą śmierci. On sam widział czarne płaty, zamknął oczy i stracił przytomność. Lothar rozerwał bluzę, mrocznego elfa. Silke klęczała przy nim niemal ze łzami w oczach, wampirka o pięknej śniado bladej skórze, podała jakieś zioła Lotharowi i popatrzyła się ze zdziwieniem na Silke. Nie dopuszczalne było takie okazywanie uczuć w ithilinie.... Lothar przełożył te zioła do rany mrocznego elfa i zaczął bandażować ranę.
-Zrobić nosze dla chorążego i drugiego rannego!! Przyprowadzić konie.
Wykrzyknął. Osoba opatrująca małego człowieka, była zdziwiona jego kunsztem bojowym, już dawno nikt nie zranił chorążego i nigdy tak poważnie. Opatrywał go wiec bardzo starannie.
Konie zostały sprowadzone dość szybko.
Lothar jako zastępca chorążego, wydawał za niego polecenia.
- Znaleźć wszystkich naszych zabitych i znieść ich ciała w jedno miejsce.
Gdy nosze zostały przyniesione, Silke wraz z wampirka o pięknym imieniu Kastarel(pustułka) starannie ułożyły go na noszach.
Lothar nakazałby nosze znalazły się miedzy koniami zabitych towarzyszy. Michała tez tak ułożono na noszach. Gdy zniesiono wszystkie ciała okazało sie, że nieżyje 10 ithilińczyków i wszyscy ludzie Silke.
Rana Senfelda wyglądał źle. Krew barwiąca opatrunek była bardzo ciemna. Lothar patrzył na swego przyjaciela z wielkim smutkiem. Gdy krew taka leje się z rany to raczej się nie przeżywa. Silke tez przyglądała się bladości Senfelda. Rozmyślała, jakie by było jej życie gdyby on teraz odszedł na zawsze...
Nie odrzucała tą myśl od siebie. On nie może umrzeć, nie teraz.
-Silke jedź obok niego i sprawuj nad nim piecze. Może, choć tak mu pomożesz w ostatniej drodze.
Wyrwały ja z zamyślenia słowa Lothara. Podszedła do Lothara.
-Nie mów tak on na pewno przeżyje.
Zabrzmiały jej słowa.
-Chciałbym być tak pewny jak ty tego, że on przeżyje.
Powiedziała grobowo.
4.Mortis Dict:
Tytuł tego rozdziału jest wybrany nie od tak sobie. Śmierć dała jeszcze jedną "szanse", a może nie chciano go, ani w piekle, ani w niebie?
Droga była ciężką, ranni mieli się jeszcze gorzej, ludzie padali ze zmęczenia, a Lothar ich nie miłosiernie gonił. Silke siedziała na koniu samą siłą woli. Trzymała się kurczowo jego grzbietu. Gdy Senfeld się przebudził, wyciągnął sztylet ukryty na nadgarstku, chciał sobie podciąć żyły. Silke wysilając się jak tylko mogła wykopnęła mu sztylet z ręki i się rozpłakała...
Lothar podjechał szybko, zobaczyć, co się stało. Silke nie miała siły nic powiedzieć, Lothar widział po niej i po nim, co się stało.
-Senfel. Co Ci?- Głos avatara śmierci rozległ się w głowie mrocznego elfa.
-Umierasz.- Powiedział ten głos szyderczo.
-Zaraz pokaże Ci jak po drugiej stronie. Hahaha.- Rozległ się śmiech szyderczy.
Na co dostał szybką odpowiedź słowo- myśli:
-Byłem po drugiej stronie wróciłem gdyż mnie nie chciano ani w piekle ani w niebie.
Lothar chwycił mrocznego za dłoń, nakazał postój.
-Silke, połóż się. Odpocznij. Reszta niech wystawi straże i da dwóch dobrze znoszących trud do mnie.
Podeszły dwie osoby. Nakazał gestem dłoni by podniesiono Senfelda.
- Mam nadzieje, że znacie rytuał?
Odpowiedzią był dwa skinienia głową.
Odeszli w miarę daleko od obozu, a że las był głęboki nie było ich widać.
Położyli bez słowa mrocznego elfa na ziemi, wbijając 4 kołki okolicach każdej z kończyn po jednym. Sznurami przywiązano jego dłonie do i nogi do kołków. Lothar klęknął nad jego głową, a jeden człowiek zajął miejsce po jego lewej stronie natomiast drugi po prawej. Wampir złożył dłonie w geście modlitwy,
Obaj ludzie zrobili to samo. Słowa zaintonowane przez wampira zaczynały się mniej więcej tak:
-Boże, żywy w trzech osobach jeden...
W obozie wszyscy niemal wypoczywali, kto gdzie mógł. Lasek był zaciszny, konie pasły się nawet nierozkulbaczone, ludzie leżeli pod drzewami. Silke spała pod jednym z drzew. Ktoś podkradał się pod obóz.
W tym czasie kończył się rytuał, a Senfeld miał się znacznie lepiej, ale inni uczestnicy rytuału mieli się znacznie gorzej... Zużyli wiele siły by go przywrócić do zdrowia...
Poczekał, aż go odwiążą od kołków. Przeczuwał, że wyleczyli go stosując rytuał modlitw. Bardzo męczący rytuał. Odwiązali go od kołków po paru chwilach. Ruszyli w drogę powrotną, gdy odzyskali nieco sił.
Na straży z jednej strony obozu stała Kastarel tuż obok elfki Silke. Wydawało się jej, że las jest trochę za cichy dziś. Miała dziwne przeczucie, że zaraz się coś wydarzy.
5. Bajanie
Bajarz zachłysnał sie podczas opowiadania i zakaszlał. Wyglądął młodo, lecz jego oczy...
Co mogło oznaczać zakrycie jego oczu ? Gdy uśmiechał widac było, że jest mrocznym elfem jak nie wskazywała by na to cera. Słuchaczowi przeszedł po plecach dreszcz. Inni jakby tego nie zauważli czekali na następne słowa. Podszedła do niego kobieta, ktorej wygląd przywodził na myśl mityczne bunshie. Szła w białych szatach, a liczko miała białe jak biel szaty, śpiewała delikatnym głosem początek ballady. Bajarz sie usmiechnał i zawtórował jej pięknym tenorem. Pieśń docierałą do serc słuchaczy... Mały nietoperz siadł na ramieniu bajarza. Bajarz przerwał:
-Dzieci czy wiecie jak wyglądaja takie prawdziwe miecze?- Jedno dziecko odpowiedziało:
-Widziałem miecz w grze komputerowej-
Bajarz rzekł:
-Przyjacielu podaj mi ten pakunek- Dostał do dłoni rzeczony pakunek. Rozpakował go. To był miecz dwuręczny schowany w pochwie. Bajarz wstał i wyciagnał miecz. Każdy z słuchaczy aż jeknał z zachwytu, to był grawerowany miecz.
6"..."
Będąc już po drugiej stronie życia dostaje się wiele czasu do myślenia. Czemu ten czas tak szybko płynie jest nieuchwytny gdy żyje, a teraz gdy jestem zawieszony miedzy życiem i śmiercią nie mija ? Myślę co by było, gdyby... Gdybym nie spotkał jej co by się stało co by się potoczyło inaczej? Jak ten szczegół życia mógł tak bardzo wpłynąć na nasze życie. Postacie, które mogły przejść obojętnie w innej sytuacji połączone tak nagle wizami silniejszymi niż śmierć. ONA mnie szuka, jest tu tak jak ja. Błąka się z nadzieją jedyna siłą trzymającą nas wampirów, przy normalności. Jedni wierzą, że zawsze jest nowa noc inni przywiązują się do jakiś rzeczy. To pomaga znaleźć siłę by ochronić się przed szaleńczą rządzą krwi. Ciepła lepka ciecz dająca siłę do życia, smakująca niczym nektar bogów. Wampirza ambrozja sposób na życie młodość. To prawda jesteśmy takimi jakimi nasz czynią żądze, ale to nie nasza wina. Ona tu jest, zbliża się, błądzi. Jak jej dać znak, że żyje? Ale co to za podłe życie? Reviri czy Silke, jak brzmi jej imię& znowu mnie minęła przeszłą obok mnie.
Czy jest nadzieja dla nas jeźdźców wiatru, zbłąkanych aviaków dusz?
7. Jak sie wszystko zaczeło... czyli słów kilka o poczęciu Senfelda...
Dobrosława, była księżną ziemiji Rawickiej, puźniej postawiono tam twierdze, zwaną obecnie dłonią Seldrin lub jak inni wolą odcietą dłonią.
Twierdza na tej zeimi powstała, bo psubraty nie uznawały czegoś takiego jak pokoje i mimo nich najeżdżali ta jak i inne ziemie. Podczas jednego takiego najazdu, na przeciw wojską przyszłego cesarza staneła młoda panna wraz z oddzaiłem okolicznych chłopów. Rozgorzała bitwa i chłopi byli spychani mimo przewagi liczebnej, przeciwnicy mieli atuty uzbrojenia lepszego. Mimo to każdy chłop kazał płacić słono za swoje życie i walczył do ostatka sił i życia. Pewnie obie armie by sie wykruszyły, gdyby nie to, że Dobrosławie serce zaczeło sie krajeć jak patrzyła na swoje wierne sługi. Poszła sama z białym sztandarem miedzy walczących. W tym smaym momencie obie armie sie rostąpiły w ciszy, a przed drugą wyjechał młody ksiaże.
-Czyźbysz wrescie zechiałą sie poddać wraz z swoimi ludźmi i zakończyc ten bezsensowny bój, w którym nasi zacni rycerze przypłacaja ranami?
Na copani ziemiji odparła:
-Nie tylko wasi ludzie ponosza straty, jeśli chcesz mozęmy walczyc dalej tylko czy wtedy obydwie armie sie nie wykruszą? Jak bedzie to wyglądało gdy powrócisz na resztkach swoich ludzi do najbliższego waszego zamku
Ksiaże na to:
-Z pustymi rękami też nie wypada wracać. Musiałbym wziaść cos cennego za co bym dostał znaczny okup. Wydaje mi sie, że ty sie na to nadajesz.-
Ksieżniczka pobladała:
-Zgodze sie tylko pod jednym warunkiem, jesli twoi ludzie odejdą z tąd i nie rusza juz żadnego damu czy chłopa, oraz wypuścicie juz pojmanych.-
Post został pochwalony 0 razy
|
|
... |
|
Powrót do góry |
Yakanos
Dołączył: 12 Lut 2007
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z dna doliny mrocznej i ciemnej zapomnianej przez Boga...
|
Wysłany: Czw 22:52, 08 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Ano podobał mi się początek
A oto moje :
O wojnie i pokoju, o miłości i nienawiści...
- Wstawaj Seth – powiedziała mroczna elfka, która stała nad łożem Setha. – Zaraz nasz ślub, a ty dalej śpisz. – powiedziała z przekąsem.
Seth wstał powoli i przeciągnął się. Był to niski – jak na elfa – elficki szlachcic. Jego
mięśnie napięły się, długie białe włosy sterczały we wszystkie strony, a jego białe oczy nabrały dawnego błysku. Oczy te były często obiektem kpin innych elfów, gdyż nie różniły się one od jego śniadej cery. Seth był wyjątkowy.
Elf zagarnął okiem pokój. Róże? Biała suknia? Czarna koszula? Co to? Jaki dziś dzień? Ano, tak dzisiaj się żenię... Ale ze mnie palant! Jak mogłem zapomnieć. Seth spojrzał na swą piękną małżonkę, o której jeszcze tydzień temu nic nie wiedział. Był w niej zakochany po uszy, od chwili, gdy uwolnił ją z ludzkiej osady. Ach... to były czasy zamyślił się przez chwilę. Uśmiech pojawił się na jego ustach, gdy przypomniał sobie o tej walce. Jego partnerka dostrzegła go i odwzajemniła.
- Anatiel, ile już jesteśmy razem? – spytał Seth
- No, krótko, chyba jakoś tydzień. – odparła zdziwiona Anatiel.
- I nadal nie wiesz, że mam problemy ze wstawaniem? – spytał ironicznie Seth. – A tak
w ogóle to już się ubrałem.
- Tak? To świetnie, pomóż mi się teraz uczesać.
Seth ujął mocno w rękę grzebień jakby to był miecz. Już koniec walk. Ludzie będą musieli
zaakceptować przymierze potwierdzone ślubem i nie ruszą już mrocznych. Seth był dumny z tego, że udało mu się zawrzeć to przymierze, ale wrócił do rzeczywistości i zaczął iść w stronę Anatiel.
Seth złapał pukiel jej śliniących czarnych włosów. Były takie miękkie, że nie chciał już ich nigdy puszczać. Mógłby tak stać w zapomnieniu trzymając je.
- Co ty robisz z nimi? – spytała Anatiel. – Znów je głaszczesz?
Seth momentalnie wypuścił pukiel, a elfka się zaśmiała. Zaczął rozczesywać jej włosy,
gdy drzwi się otworzyły z hukiem. Ze ściany blisko drzwi pospadały na podłogę niektóre z róż. Seth i Anatiel z przyzwyczajenia sięgnęli po broń. Obrócili głowy i Seth zamarł w pół kroku. Anatiel zobaczywszy to, także się zatrzymała.
Seth od razu rozpoznał znajomego kuriera. Miał swój piękny dwuręczny miecz przewieszony przez głowę jak zwykle miał w zwyczaju. Miał też swą zwykłą czerwoną czapkę kurierską założoną na rękojeść miecza.
- Czego chcesz Rok? Coś się stało, że wszedłeś do pokoju bez pozwolenia? – spytał Seth
- Za twym pozwoleniem mistrzu. Ludzie nie chcą się zgodzić na przymierze między
elfami i mrocznymi elfami. Tym samym nie zgadzają się na wasz ślub.
- A co im do tego – powiedział zdenerwowany Seth.
- Już przekroczyli granice. Zaskoczeni elfowie nie wiedzą, co robić. Jakie są rozkazy?
spytał przestraszony kurier.
- A czemu król nie może się tym zająć? Za dziesięć minut byłbym już po ślubie.-
wyrzucił z siebie rozzłoszczony Seth. Wybacz, Anatiel, ale muszę się tym zająć jako syn króla a także dowódzca IV regimentu.
- Zostań, nie ryzykuj – namawiała, łapiąc go za nogi Anatiel.
- Nie mogę – uklęknął i położył ręce na jej ramionach – muszę ratować moich ludzi i
nas – mrugnął do niej – niedługo wrócę – powiedział i wyszedł za kurierem.
Anatiel uklękła i zaczęła się modlić, by wrócił.
* * *
Anatiel obudziła się spocona w swym posłaniu. Znów mi się to śniło. Przecież to nie możliwe. Seth jest elfickim szlachcicem, a ja nędznym mrocznym, Anatiel zaczęła płakać nad swym losem. No już Anatiel, nie marnuj czasu i się podnoś.
Anatiel wstała śpiące. Jej ciało wygięło się w nienaturalnej pozie. Jej mroczne ciało nie odróżniało się od wszechobecnej nocy. Przeciwnicy mogli jedynie zobaczyć błysk jej błyszczących elfickich niebieskich oczy, przez które czasami miała kłopoty. Jej czarne włosy rozwiewał wiatr. Uwielbiała to, gdy tylko miała czas by go marnować na tak błahe rzeczy. Spięła mięśnie i zaczęła biec w las. Cieszyła się, że słońce już nie świeci, jednak księżyc nie dawał jej zbyt wiele światła w wysokim lesie.
Marzenia muszą pozostać tylko marzeniami, a ona musi się skupić na polowaniu dla niej i dla jej rodziny.
Zdjęła z pleców łuk i nałożyła strzałę, gdy ujrzała swego jelenia. Jeleń był dorodny, mogący wyżywić całą rodzinę przez tydzień. Zastanawiała się nad tym ile to będzie jedzenia, jeśli uda jej się go zabrać do domu.
Jeleń jednak usłyszawszy z daleko dobiegające go głosy uciekł w las. Anatiel stała zdziwiona z napiętym łukiem. Co się dzieję? Ludzie znów urządzają sobie polowanie na mrocznych? Mogliby przynajmniej robić to po cichu. Anatiel była poirytowana zaistniałą sytuacją.
Nie myśląc więcej elfka pobiegła za jeleniem. Na szczęście dla niej nie dotarł daleko. Pasł się na pobliskiej łące. Napięła łuk, wycelowała i zwolniła cięciwę. Strzała trafiła idealnie po lewą łopatkę celu. Anatiel nie na darmo słynęła z tego, że była najlepszą łowczynią wśród młodych mrocznych. Sam Luthr ją wybrał na uczennice, ale to inna historia. Będąc tak znamienitą łowczynią dobrze wiedziała, że jęk ubijanego zwierzęcia jest tak głośny, że ludzie mogli go usłyszeć. By zapobiec własnej śmierci i utracie zwierzyny wspięła się na najwyższe drzewo w okolicy i czekała.
Łuk i strzała wisiały luźno z jej ramion. Serce biło jej jak nigdy. Jeszcze nigdy nie miała sposobności do walki z istotą myślącą oprócz treningów. Bała się tej konfrontacji. Co będzie gdy tu przyjdą? Gdy zabiorą jelenia? Tropiłam go przecież przez dwa dni. Nie pozwolę mojej rodzinie umrzeć z głodu. Będę walczyć! Spojrzała w niebo. Na tej wysokości korony drzew nie zasłaniały już widoku. Widziała nad sobą czarne bezchmurne niebo. Nagle zapragnęła być z rodziną. Przypomniała sobie chwilę młodości spędzone na beztroskim spędzaniu czasu z matką i młodszą siostrą. Uświadomiła sobie, co porzuciła, dlatego by być łowczynią. Z drugiej strony teraz nareszcie ona i jej rodzina nie głoduję. Popatrzyła niżej, na swe ręce. Całe splamione krwią dopiero, co zabitego zwierzęcia. Była bezlitosna jak ją, Luthr uczył. Zero łaski dla jedzenia teraz przypomniała sobie jego słowa. Czuła jednak współczucie dla jelenia. Popatrzyła jeszcze niżej, już na ziemię. Byli tam dwaj odziani w zbroje mężczyźni, wpatrujący się w ciało zabitego zwierza i zastanawiający się gdzie jest łowca. Oni chcą go zabrać. To pewne.
Napięła łuk i wystrzeliła. Pierwsza strzała trafiła w kark przeciwnika. Drugi zaczął się obracać wokół siebie szukając celu. Począł coś krzyczeć i na polanie pojawiło się pięciu nowych ludzi. Tchórze! Wszędzie całe ich stada. Sięgnęła po kolejną strzałę i kolejny człowiek padł na ziemie nie żywy od strzału w kark. Tylko karki mają nie osłonięte. To ich słaby punkt. Jeszcze tylko pięciu. Sumienie dręczyło ją za to, że zabijała ich, ale tłumaczyła sobie, że tak trzeba, bo w inaczej oni zabiliby ją tylko dla tego, że była mroczną. To jest samoobrona. Żeby przetrwać trzeba pokonać przeciwnika, a tym przeciwnikiem jest teraz człowiek. Zabiła kolejnych trzech. Sięgnęła ręką po kolejną strzała, lecz ręka trafiła w powietrze. Nie ma strzał? Szlag. Zaczęła biec w dół po drzewie wyjmując dwa sztylety schowane za plecami. Chyba jeszcze nie zapomniałam jak tym się walczy. Odbiła się od pnia i wskoczyła jednemu z nich na plecy i wbiła mu jeden z sztyletów w czaszkę. Wyjęła go z powrotem a z czaszki posączyła się krew. Przeciwnik upadł, a ona odwróciła wzrok. W tym czasie drugi człowiek wyjął swój półtora ręczny miecz i gotował się do ataku na nią. Ona jednak była szybsza, schyliła się zatrzymała miecz nad głową jednym ze sztyletów, a drugi wbiła mu pod serce. Przynajmniej ja przeżyłam.
Spojrzała na nich i uznała, że są dość przystojni jak na ludzi. Jeden kogoś jej przypominał. Pochyliła się nad nim i zauważyła, że wygląda zupełnie jak Seth. Seth był to obiekt jej uczyć. Zakochała się w nim jeszcze jak była mała. To uczucie przetrwało do dziś, ale on go nie odwzajemniał – przynajmniej według Anatiel. To przecież on!! Uklękła szybko nad nim i zdjęła z niego hełm. Łzy zaczęły jej płynąć z oczy. Białe oczy, śniada cera. Jednak nie miał elfich uszu. Pomyłka. Poczuła ulgę, że nie zabiła swej miłości, a jedynie śmiertelnego człowieka. Sumienie zupełnie przestało jej przeszkadzać. Przecież i tak by umarł prędzej czy później. Tylko skróciłam jego męki.
Postanowiła wziąć zwierzę i powędrować do domu zanim przybędzie więcej ludzi. Po walce nie miała zbyt wiele sił i udało jej się przeciągnąć ciało jelenia tylko o 1 kilometr. Anatiel mogłaby przeciągnąć go o 5 gdyby była w pełni sił. Padła bezsilna pod ciężarem jelenia. Choć była zmęczona, była z siebie dumna. Doczołgała się do drzewa, oparła się o nie i głęboko zasnęła.
* * *
- No! Obudziła się królewna – słońce raziło Anatiel, gdy usłyszała te słowa.
Z trudem otworzyła oczy i ujrzała opancerzonego człowieka w hełmie nad nią, który coś mówił do niej. Znów słońce. Przynajmniej mogliby mnie nieść w lesie. Wielki grymas pojawił się na twarzy Anatiel. Słońce piekło ją w twarz.
- Co, co się stało? – spytała zdezorientowana.
- Znaleźliśmy Cię po drzewem obok martwego jelenia w odległości 1 kilometra od
pięciu naszych. Nie wiesz czegoś o tym?
Anatiel postanowiła się nie odzywać i oddać się w ich ręce. Po dniu marszu nareszcie zatrzymali się na posiłek. Teraz mam szanse. Muszę uciekać. Poczuła, że ktoś stanął za nią.
- Witaj, Anatiel – głos był znajomy. – uwolnię Cię.
- Seth? – Rozpoznała już głos, należał do jej miłości.
Obróciła się by zobaczyć, co on robi. Seth poszedł do dowódcy i zaczął z nim
rozmawiać. Nagle obaj wyciągneli miecze i po pierwszym zderzeniu miecz człowieka rozpadł się, a Seth go dobił. Z tej pozycji Anatiel nie mogła dobrze niczego widzieć. Elf już do niej biegł z jej sztyletami. Rozciął jej więzy i zaczęli walczyć z ludźmi.
Nie będę tego opisywał, gdyż to, co tam się wydarzyło było naprawdę wstrząsające. Powiem tylko, że elfy wygrały, choć odniosły wielkie rany.
- Kocham Cię, Anatiel – zagadał po walce Seth.
Zdziwiona Anatiel nie wiedziała, co powiedzieć z zaskoczenia, więc bąknęła tylko:
- Ja Ciebie też, Seth. Co teraz z nami będzie?
- Zabiorę Cię do siebie i się pobierzemy. Jesteś teraz królową, ponieważ oni
Zamordowali króla – twego ojca.
Anatiel osłupiała. Upuściła sztylety i upadła na Setha.
- Przykro mi – powiedział Seth
- Zabierz mnie z stąd, proszę.
* * *
- Wstawaj Seth – powiedziała mroczna elfka, która stała nad łożem Setha...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
... |
|
Powrót do góry |
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|